środa, 6 lutego 2008

Bibliocentrym w edukacji - Douglas Wilson

Podejmując zadanie odniesienia nauczania Pisma Świętego do świata, w którym żyjemy (a o to przecież chodzi w chrześcijańskiej edukacji), zostajemy skonfrontowani z czterema sposobami opisania relacji między wiarą a światem. Oczywiście tylko jeden z nich jest zgodny z samym Pismem, choć pozostałe trzy wciąż znajdują wielu zwolenników.

Możemy spróbować radykalnie oddzielić wiarę od świata. "Co ma wspólnego Jerozolima z Atenami?", grzmiał Tertulian. Łatwo domyślić się, jakie są praktyczne konsekwencje takiego podejścia. W epoce naznaczonej kompromisem łatwo jest zareagować ucieczką w przeciwnym kierunku. Wielu Ojców Kościoła próbowało podporządkować Jerozolimę Atenom. Reakcją Tertuliana było stwierdzenie, że nie mają one ze sobą nic wspólnego. Od tamtych czasów wielu chrześcijan twierdziło to samo. Tym sposobem współcześni fundamentaliści mają wiele wspólnego z katolickim monastycyzmem. Według Biblii światowość jest pewną postawą, podczas gdy dla mistycznego pietyzmu światowość tkwi w pewnych rzeczach i dlatego należy ich unikać. Ten schemat myślowy widać w niemal wszystkich reakcyjnych placówkach edukacyjnych – szkołach wypełnionych ludźmi uciekającymi od blokowisk, bójek, narkotyków, ateistycznej propagandy itp. Jednak krytyka świata nie wystarcza dla stworzenia pozytywnej wizji chrześcijańskiej edukacji.

Po drugie, możemy potraktować wiarę jako pewien element wiedzy zdobywanej w różnych instytucjach i na różne sposoby. Neutralna wiedza jawi się jako szara, rozgotowana owsianka dostępna dla wszystkich, podczas gdy osobista wiara służy jako źródło dodatków mających urozmaicić jej smak. W ten sposób myśli wielu rodziców posyłających dzieci do szkół rządowych. Szkoła ma dostarczać rzekomo neutralną wiedzę, a rodzice w domu okraszą ją na swój sposób. Jednak, oczywiście, neutralność jest mitem. Coraz więcej rodziców zdaje sobie sprawę z tego, że od jakiegoś czasu ktoś doprawiał owsiankę Zwątpieniem i Sceptycyzmem.

Niektóre chrześcijańskie szkoły przyjmują podobną postawę, używając tego samego programu nauczania co szkoły rządowe i jedynie uzupełniając je o modlitwę lub godzinę biblijną. Chrześcijańska edukacja uważana jest przez nie za coś szczególnego, gdyż do układu słonecznego wiedzy dodano nową planetę. Jednak chrześcijańska edukacja winna być kopernikańskim przewrotem, który każe postrzegać Pismo jako Słońce stanowiące centrum układu – takim układzie Słońce, czyli Biblia, oświeca całą resztę.

Po trzecie, możemy zachować biblijne słownictwo, ale rozwodnić nasze przekonania. Skutkiem tego we wszystkim będziemy odczuwać posmak wiary. Oczywiście w takim przypadku utrzymamy więź między wiarą a światem, jednak gdyby to były zapasy, to świat w takim układzie już dawno rozłożyłby wiarę na łopatki. To podejście bywa trudne do rozpoznania, choć zazwyczaj wystarczy zbadać, czy w danej szkole słowa "dialog" używa się w formie czasownikowej. Dawniej chrześcijanie zwykli głosić Ewangelię muzułmanom, buddystom, mormonom itd. Dzisiaj wypada prowadzić z nimi dialog. Chrześcijanie, którzy prowadzą dialog z innymi religiami, traktują swą wiarę jak gałąź, na której się huśtają, jednocześnie badając i wyrażając swe uznanie dla innych rozwiązań. W takich szkołach chrześcijaństwo jest jedynie punktem widzenia, nie zaś prawdą. Ta tendencja uwidacznia się przede wszystkim w szkołach założonych przez poprzednie pokolenia. Taka szkoła wciąż funkcjonuje w ramach tradycji (tu wstaw nazwę denominacji), której praktycznie nikt już nie bierze na serio.

W końcu możemy uznać Pismo Święte za fundament wszelkiego poznania. Służy ono również za miarę tego, czy budowla wznoszona na tym fundamencie nie odstaje od pionu. Jeśli Jezus Chrystus nie jest Królem wszechrzeczy, to dwa dodać dwa nie równa się cztery. Jeśli trójjedyny Bóg, o którym mówi Biblia, nie powołał świata do istnienia, to nie ma świata, który można by poznać i zrozumieć. Znam zarzut wobec takiego podejścia: Ale przecież ty zakładasz z góry prawdę chrześcijaństwa! Moja odpowiedź jest krótka: Ależ oczywiście!

Pismo Święte mówi, że bojaźń Pana jest początkiem poznania (Prz. 1,7). Bojaźń Pana nie jest więc celem edukacji, lecz jej fundamentem i jako taki stanowi podstawę dla wszystkich celów.

Zatem szkoła nie jest chrześcijańska dlatego, że wszyscy jej pracownicy są chrześcijanami, ale dlatego, że oferowany przez nią system kształcenia opiera się na biblijnych zasadach.

Artykuł ukazał się w Reformacji w Polsce 2-3/2006

Brak komentarzy: